Czytam “Przywództwo. Złote zasady” Johna C. Maxwella.
Rozdział 10. Dlaczego nie wysyłać kaczek do szkoły dla orłów?
Opowiem Wam o niewyjaśnalnym dla niektórych zjawisku. Mianowicie nie wszyscy chcą dążyć do szczęścia. Jest im to obojętne, a wręcz czasem wolą przegrywać. Czy to normalne? Czy coś z tym warto zrobić? Przeczytajcie.
Treść rozdziału pt.“Nie wysyłaj kaczek do szkoły dla orłów”
1. Dlaczego niektórzy nie chcą szybować?
Maxwell podziela pogląd, że brak chęci do uczenia się, zmieniania, rozwijania i doskonalenia jest zagadką umysłu.
Należy pozwolić szybować tym którzy tego pragną.
2. Trzy powody, żeby nie wysyłać kaczek do szkoły dla orłów
a. Gdy wyślesz kaczki do szkoły dla orłów, poczują się sfrustrowane
Należy zaakceptować fakt, że osoby nie chcące się zmienić, są tym kim być powinny. Mają swoje silne strony i za nie właśnie powinny być cenione. Znając i ceniąc swoich ludzi takimi jakimi są, umożliwimy im osiągnięcie sukcesu. Lider powinien dopingować podwładnych, do wychodzenia ze strefy komfortu. Musi jednak pilnować, by pozostali oni w obszarze swoich silnych stron.
b. Gdy wyślesz kaczki do szkoły dla orłów, orły poczują się sfrustrowane
Zdaniem autora, potencjał orłów rodzi zniecierpliwienie, w stosunku do tych, którzy nie potrafią szybować. Frustrują ich osoby powstrzymujące ten zapał.
c. Gdy wyślesz kaczki do szkoły dla orłów, poczujesz się sfrustrowany
Z doświadczenia autora wynika że ludzie mogą udoskonalić wrodzone zdolności o 2 punkty w 10 stopniowej skali. Nie wpłynie tu na zmianę motywacja ani inteligencja. Nie szukaj w ludziach tego czego w nich niema.
3. Zrozum czego poszukujesz
Trzeba wiedzieć jak wyglądają potencjalnie dobrzy liderzy. By to poznać trzeba obserwować ludzi odnoszących sukces w branży. Należy rozmawiać i pytać podziwiane osoby o przebieg rozwoju zawodowego.
Następnie wymienione są cechy osób, z dużym potencjałem przywódczym:
– łatwość adaptacji
– wnikliwość
– dalekosiężna perspektywa
– komunikacja z wszystkimi poziomami organizacji
– wiara w siebie
– poświęcenie
– przedsiębiorczość
– dojrzałość
– wytrzymałość
– wiarygodność
Moje refleksje na temat powyższego rozdziału
Ten rozdział budzi we mnie przeświadczenie, że jednak nie jest tak różowo z możliwościami każdego z nas. Czytając wcześniejsze części, odczuwałem euforię na myśl o tym, że każdy ma szansę dojść na szczyt. Teraz natomiast dowiaduję się, że czterdziestoletnie doświadczenie autora, zdaje się temu zaprzeczać.
Popatrzmy z perspektywy szklanki do połowy pełnej. Życie jest na tyle bogate i można pójść tak różnorodnymi drogami, że każdy ma szansę znaleźć swój obszar silnych stron. Nie wszyscy jednak chcą zmienić swoje życie. Niektórzy marnują szansę mówiąc “już to słyszałem /widziałem”.
Przywódca powinien zauważyć różnice pomiędzy swoją wizją konkretnego człowieka, a nim rzeczywistym. Przyznanie że dana osoba jest tym kim być powinna, wymaga od przewodnika pokory. Łatwo wtłoczyć obraz powierzonego sobie bliźniego we własne widzenie rzeczywistości. Grozi to zignorowaniem i zaprzepaszczeniem jego talentów.
Wierze że każdy z nas ma swoje wyjątkowe miejsca. Nie zawsze są one odkryte. Dla niektórych pozostaną nieujawnione nawet do końca życia.
Patrząc od innej strony, problem powstaje również, gdy w jednej grupie do realizacji zadania, znajdą się osoby ze skrajnie różnym zaangażowaniem. Jedne z nich gotowe poświęcić się dla powodzenia przedsięwzięcia, a drugie ceniące ponad wszystko święty spokój, lub upatrujące swoje cele w totalnie innym obszarze. Frustracja obydwu stron murowana.
Szef dający zadanie takiej grupie również ponosi poważne konsekwencje. Prawdopodobieństwo niepowodzenia jest duże, jeśli do wykonania zlecenia wyznaczymy ludzi zdecydowanych osiągnąć sukces, razem ludźmi ich demotywującymi. Cel realizowany w takim składzie, może nie zostać osiągnięty. Jeśli się to nawet uda, zasoby energji mocnych członków grupy będą znacząco nadszarpnięte.
Takiej sytuacji nie są winni tylko słabsi uczestnicy przedsięwzięcia. Wstydzić się powinien przywódca powieżający kaczce zadanie właściwe dla orła. Ona świetnie wykonała by polecenie zgodne z jej naturą.
Pora na część, która najbardziej mi się podoba. Przyjemnie jest chłonąć, gdy ludzie opowiadają słowem lub całym sobą o rzeczach, które im nie udają. Mam nadzieje, że będę miał coraz więcej okazji spotykać takie osoby. Błysk w oku mówiącego, pozwala często przekroczyć wcześniejszy brak emocjonalnego związania z tematem. Ma szansę nastąpić międzyosobowe pozawerbalne porozumienie, dające na przyszłość jakby intuicyjne wyczucie istoty. Takie spotkania uczą wrażliwości potrzebnej w poszukiwaniu kolejnych liderów.
Zastosowanie w życiu
Kiedyś pracowałem w przedsiębiorstwie zajmującym się projektowaniem i budową infrastruktury kolejowej. Jako że branża ta ma swoje mocne tradycje, jest dosyć trudno modyfikowalnym środowiskiem. Zostałem pracownikiem działu projektowego. Przychodzili do mnie emerytowani inżynierowie, polecając żebym nadał ich odręcznym szkicom formę projektu elektronicznego. Moja natura stworzona do twórczego, aktywnego działania, rozsadzała mnie od środka. Czułem się jakby jakieś duże ciśnienie wpychało mnie do komory hibernacyjnej. Frustracja w mojej głowie rosła.
Poprosiłem o zmianę stanowiska i przeniesienie mnie do mniej prestiżowego zaopatrzenia. Tam ku mojej satysfakcji doświadczałem momentów istnej walki. Przydzielano nam czasem zadania graniczące z cudem. Jaka jednak była satysfakcja, gdy współdziałając, udawało nam się sprostać wyzwaniom. W nowym dziale mogłem w końcu znaleźć kolegów, z którymi współdzieliliśmy wolę zwycięstwa.
Najlepszy czas nastał gdy managerką działu została młodsza od nas dziewczyna. Potrafiła jednocześnie uporządkować kwestie dokumentów, jak i dobrze przydzielać nam zadania. Uczyniła z nas jeszcze bardziej zgrany i energiczny zespół.
Czując siłę i wzajemnie się motywując, potrafiliśmy lepiej komunikować istniejące potrzeby prezesom firmy. Zaowocowało to poprawą obsługi budów i lepszym wyposażeniem pracowników w nowoczesny sprzęt. Ludzie układający tory przestali się obawiać o to, czy będzie czym pracować. Doświadczyłem wtedy na sobie jak diametralnie zmienia się zaangażowanie, zależne od zespołu i obszaru zadań, w jakim się działa.
Inna historia wiąże się z ważną dla naszego życia lokalną instytucja. Przez ostatnie lata cieszyliśmy dynamicznym jej rozwojem. Ewidentnie było to zasługą wyjątkowo zgranego zespołu. Jego trzon stanowił zgrany duet głównego lidera i dyrektora ekonomiczno-technicznego.
Było tak dobrze, że wyżsi przełożeni “korporacji” zapragnęli zarazić tą dobrą energią inny oddział. Uznali mianowicie, że skoro szef od pieniędzy sprawdził się u nas, to można jego zapałem ożywić nowe miejsce. Odesłali go do placówki gdzie panuje ogólna atmosfera zniechęcenia. Obiekty przez nią administrowane są bardzo zaniedbane. Sytuacja w tamtejszym zespole jest na tyle tragiczna, że nasz znajomy manager nie ma tam nawet z kim porozmawiać, a tym bardziej realizować konieczny plan naprawczy. Boję się, żeby takie wysłanie orła, by pracował z kaczkami, nie doprowadziło do załamania psychicznego tego do tej pory aktywnego i twórczego człowieka.
Widzicie że większość z nas można uruchomić. Trzeba tylko uważności i dobrej woli, żeby nie pozostawić człowieka w martwym punkcie. Czy udało Wam się kiedyś komuś udzielić takiej “pierwszej pomocy”?