Czytam “Przywództwo. Złote zasady” Johna C. Maxwella.
Czy też czujesz że masz podcięte skrzydła, kiedy zrobisz coś źle? Czy ta zależność jest czymś naturalnym i budującym? A może bardzo warto zmienić tą reakcję? Na początku przynajmniej na poziomie rozumowym.
Treść rozdziału pt.“Największym błędem jaki popełniasz, jest brak pytania o to, jaki popełniasz błąd”
1. Ignorancja nie daje szczęścia
Autor opisuje jak na początku swojej kariery zawodowej był nastawiony pozytywnie, agresywnie , optymistycznie i całkowicie naiwnie. Zarządzał na podstawie przypuszczeń. Nie przygotowywał się na problemy, bo żadnych się nie spodziewał. W rezultacie nieustannie gasił pożary problemów, które go zaskakiwały.
By poradzić sobie z tą sytuacją, najpierw nazwał swoje błędy w podejściu:
- Nieczęsto zastanawiam się nad tym, że coś może pójść źle.
- Zakładam, że „właściwy sposób postępowania” pozwoli mi uniknąć błędów.
- Nie przyjmowałem do wiadomości, że popełniam błędy
- Nie uczyłem się na błędach
- Nie pomagałem innym, dzieląc się doświadczeniem wynikającym z popełnionych błędów
2. Recepta na osiągnięcie sukcesu w ponoszeniu porażek
Maxwell stworzył listę zasad które pozwalają osiągnąć sukces, popełniając błędy i wyciągając z nich jak największe korzyści:
- Przyznawaj się do błędów i słabych stron
Chodzi o realne spojrzenie na siebie i nie udawanie że jest się doskonałym. Ludzie i tak widzą nasze pomyłki. Szkoda energii na wzajemne oszukiwanie siebie.
- Traktuj błędy jako koszt postępu
Zamiast traktować porażki zbyt osobiście uznajmy je za zdrową i nieuniknioną część drogi na szczyt. Jeżeli chcesz się rozwijać będziesz popełniał błędy.
- Przywiązuj uwagę do uczenia się na błędach
Sukces niewiele uczy. Są dwa rodzaje reakcji na swój błąd. Jedni ludzie nie wiedzą jak zareagować, bo czują się przez porażkę poniżeni. Inni wykorzystują tą samą sytuację ucząc się i doskonaląc.
- Pytaj siebie i innych: „Czy czegoś nie zauważamy?”
Przy tym punkcie autor pokazuje dwie skrajności w podejściu do problemów. Są pesymiści nieustannie spodziewający się kłopotów. Inni wręcz przeciwnie, widzą wszystko w jasnych barwach.
Kluczowe jest czytanie między wierszami i zatrzymywanie się na trudne pytanie: „Czy coś istotnego nam nie umyka sprzed oczu?” Szczególnie trzeba uważać gdy nasza tendencja do generalizowania bierze górę.
- Pozwalaj ludziom na wyrażanie zastrzeżeń
Strach przed popełnieniem błędu hamuje pełne wykorzystanie potencjału . Nie informowanie przełożonych o potencjalnych problemach może prowadzić do katastrofy. Kluczowe jest zachęcanie przez lidera, do przekazywania jemu również złych wiadomości. Chodzi też o zadawanie trudnych pytań i wyrażanie wątpliwości. Musi się to wszystko odbywać przed podjęciem ostatecznej decyzji. Tylko wtedy mamy szansę tego użyć.
Na koniec przytoczone jest zdanie Francisa Bacona: „Gdy ktoś zaczyna od pewników, kończy wątpliwościami, gdy jednak rozpocznie od wątpliwości, osiągnie pewność”.
Moje refleksje na temat powyższego rozdziału
Bardzo utożsamiam się z tym co napisał Maxwell. Moje początki w dorosłym świecie mogę opisać, jako walkę o nie zwracanie uwagi na to co robie nie tak. Ta ogromna energia, która jest w nas do użycia, zostaje przez niepatrzącą postawę wykorzystana do wykonywania desperackich szarpnięć naprzód.
Mogę to porównać do nieustającego skakania na główkę do mętnego bajora. Dzieje się to z coraz bardziej nadwyrężonym kręgosłupem. Nie chodzi mi absolutnie aby w ogóle nie skakać. Trzeba poza pragnieniem wykonania skoku, bez mydlenia oczu postawić sobie w głowie całe spektrum prawdopodobnych scenariuszy i odważnie się z nimi skonfrontować. Nie katować siebie i nie mówić sobie „jeszcze wytrzymam”. Wypowiedzieć, bez obrazy na emocje, co mnie gniewa i boli. Potem sprawdzić czy planowany kierunek nie będzie dalszym krzywdzeniem siebie i innych.
Czasem kusi by udawać że nic się nie stało i idziemy dalej. Niczego nie trzeba wtedy wyjaśniać i zmieniać. Tak właśnie rodzi się typowa katastrofa. Nie jest też wyjściem pójść na bezmyślną konfrontacje. Często sytuacja wymaga przeczekania, ale powinno być ono wnikliwie uświadomione.
Musimy rozważyć w pierwszej kolejności to co jest naszym udziałem i na co możemy mieć wpływ. Jeśli trzeźwo przyglądniemy się sprawom, dojdziemy do wniosku, że błąd był po naszej stronie co najmniej podobnie często, jak po stronie innych. Nie jest to powód by załamywać się nad sobą. Problem powstanie dopiero wtedy, gdy nie zrobimy z tej wiedzy użytku i będziemy się z nią kryli.
Kiedy myślę o tym, że „popełnianie błędów jest nieuniknioną część drogi na szczyt” coś się we mnie odruchowo skręca, choć myśl jest świetna. Dlaczego tak trudno przyjąć i żyć w zgodzie ze świadomością nieuchronności moich ciągłych potknięć i katastrof. Skoro jak twierdzi cytowany przez Maxwella psycholog Joyce Brothers są one zdrowe.
Warto pracować nad zmianą schematów obronnych by się wyzwolić z tych ograniczeń i wyjść wyżej. Przecież wcale nie chce być doskonałym tylko pełniej sobą, z całym możliwym dobrem do jakiego jestem zdolny.
Aby można się tak właśnie spełnić, trzeba odważnego i wytrwałego budowania uważności opartej na swoim i innych doświadczeniu. Nie da się tego zrobić z czapą tłumionej agresji.
Po kolei nazywając wszystko prawdziwie, zaczynamy dostrzegać to co kluczowe, a często schowane i nie wypowiadane. Tu jest miejsce na podkreślane przez Autora pytanie: „Czy czegoś nie zauważamy?”
Skoro tak cenna jest informacja o tym co robię źle, dlaczego tak się wkurzam gdy taki „prezent” dostaję? To już dla mnie na razie poziom expert i temat do przepracowania. Odczuwać wdzięczność za pokazywanie mi moich błędów. Gdy je sam znajdę to jeszcze potrafię się nimi zająć. A przecież logiczne jest, żeby jak radzi Maxwell, zachęcać innych do przekazywania mi, gdy się ze mną nie zgadzają.
Zastosowanie w życiu
Jako że niedawno budowałem dom, a i wielu moich znajomych je buduje, jest to temat licznych rozmów. Nierozłącznie z tą branżą wiąże się zjawisko ukrywania błędów. Wiem że nie można czepiać się wszystkiego bo pewien zakres niedokładności jest dopuszczalny.
Widziałem nieraz zasadnicze usterki wynikające z zaniedbania. Niweczyły one wielokrotnie większy nakład pracy niż by wymagało uzupełnienie braku.
Sam wykonywałem część prac na mojej budowie. Wiem że czasami już nie ma sił by walczyć z przeciwnościami losu i w dodatku czas nagli. A tak przyjemnie by było „zamknąć temat”.
Pytanie na chwilę stopujące: „czy czegoś nie zauważamy” jest strasznie trudne. Jako mężczyzna bardzo nie lubię odrywać się od zadania do puki go nie skończę. A to pytanie właśnie wymaga oderwania.
Potrzeba wypracować mechanizm zgody na chwilowe niedokończenie, czyli pozorną przegraną z czasem. Szczególnie gdy czujemy podskórnie, że na siłę ciągniemy w wątpliwym kierunku. Trzeba zrobić sobie wtedy, jak mówią na śląsku „fairant”, czyli przerwę. Oderwać emocje, i wrócić gdy będziemy zdolni do trzeźwiejszego oglądu sytuacji.
Z nostalgią boleję nad zagubieniem, znanego z opowiadań dziadków, ducha prawdziwych rzemieślników. Stylu pracy gdy szanowało się swój zawód i nie wybierało drogi na skróty. Nawet biedniejsi ludzie mieli domy porządnie budowane. Wszystko musiało być godnie z od pokoleń wypraktykowanymi solidnymi metodami.
Zapewne wtedy też nie było tak pięknie jak to czas zdążył wyidealizować. Czy nie bliski jest nam jednak taki styl pracy kiedy wysiłek poprzedzony jest zastanowieniem, a pośpiech nie ma nad nami władzy. W takim klimacie błędy zamiast ukrywane są zwyczajnie nazywane i poprawiane.
Drugim polem mojej aktywności, gdzie boleśnie doświadczyłem skutków nie uczenia się na błędach, jest inwestowanie pieniędzy. Bardzo chciałem wierzyć w możliwość osiągnięcia dużych zysków.
Nie dotarło do mnie, że kolejny produkt nie różni się, jeśli chodzi o istotę, od tego na którym już straciłem. Najistotniejszym błędnym założeniem było przeświadczenie, że ktoś zatroszczy się o moje interesy zamiast mnie. Łatwowierność jest bardzo wygodna. Nie chciałem drążyć pewnych niedopowiedzeń i wątpliwości.
W wyniku tego kilkakrotnie zostawałem z przynoszącą straty „inwestycją”, której nie dało się zamknąć. Kolejne pieniądze znikały, a w umowie ujawniały się kolejne podchwytliwe paragrafy.
Nauczyłem się, że w temacie inwestycji nie warto poddawać się emocjom. Trzeba ryzykując utratę marzeń, zrobić na piśmie kalkulację wszystkich możliwych scenariuszy.
Warto też nachylić ucha na głos pesymistów i chłodno przeanalizować poddawane przez nich wątki. Nie oznacza to, żeby dać się im zniechęcić. Czasem jednak mają oni trafne intuicje. Sztuką jest by słuchać ich twórczo i nie traktować jako krytyki siebie. No bo przecież większość „wujków dobra rada” nie przechodzi nigdy do działania.
Myślę że mimo tego wielokrotnego popełniania podobnych błędów powoli się jestem coraz mądrzejszy. Nie straciłem zapału do twórczego życia i kreowania nowych rozwiązań. Wydaje mi się że mniej pędzę, a bardziej obserwuję i więcej widzę.
Wieżę że można mieć sukcesy chociażby w inwestowaniu. Trzeba najpierw poddać swoje działania rozumowi i uwzględnić wnikliwą obserwację rzeczy nieoczywistych. Często jest to możliwe dopiero wraz z wzrostem znajomości życia.
Nie można utożsamiać wieku z doświadczeniem. Wyższy wiek niczego dobrego nie przyda, bez wyciągania nauki z błędów. A do nich wcześniej się trzeba pokornie przyznać.
Pozwól sobie na komfort bycia w głowie ze swoimi błędami i nie czucia się źle. Weź je na chłodno i pogadaj z nimi. Napewno wiele ciekawego mogą Ci powiedzieć. To co od nich usłyszysz, może dzięki celnej zmianie, uczynić cię szczęśliwszym.