Czytam “Przywództwo. Złote zasady” Johna C. Maxwella.
Połącz drogę na przód i budowanie relacji z ludźmi.
Czy wolisz wspinać się konkurując, czy pomagać innym? Bez budowania relacji nie będziesz spełniony. Nie idąc dalej pozostaniesz w miejscu.
Treść rozdziału pt.“Ceń relacje z ludźmi, nie tylko wspinaczkę”
I. Co się dzieje gdy skupiamy się na pokonaniu konkurencji.
DNA często gna przywódcę, żeby konkurował i wspinał się na szczyt. Autor doświadczył jednak, jak niewiele dla ludzi znaczyło samo jego stanowisko i wiedza. Był tą reakcją sfrustrowany. Działo się tak dopóki współpracownicy nie doświadczyli jego troski.
II. Zmiana postawy.
Maxwell opowiada, jak często spotykał młodych liderów wspinających się bez dobrego kontaktu z ludźmi. Jawi mu się to zachowanie jako dziecinna gra, gdzie zrzuca się innych w dół, by pozostać na szczycie.
Każdy przywódca staje przed wyborem, czy konkurować za wszelką cenę. Alternatywą jest równocześnie zadbanie o dobre kontakty i pomaganie innym.
Opowiedziana historia z życia autora pokazuje, jak ten mechanizm zafunkcjonował u niego. Wiele wysiłku i czasu włożył w samodzielne opracowanie szkoleń. Dotyczyły istotnego dla jego wspólnoty tematu zarządzania czasem, talentem i finansami.
Ten program okazał się olbrzymim sukcesem. Liderzy traktowani przez niego do tej pory jak konkurencja, zwrócili się do niego. Chcieli, by nauczył ich swoich metod. Miał dylemat, czy zachować dla siebie narzędzie dające mu przewagę? A może pomóc innym i budować z nimi relacje.
Zdecydował się podzielić. Gdy to zrobił, zdumiało go ogarniające poczucie spełnienia. Skala prowadzonych przez niego warsztatów spotęgowała się. On sam natomiast zyskał opinię eksperta w dziedzinie szkoleń o zarządzaniu. Kolejnym efektem było założenie organizacji, która pomogła trzem i pół tysiącom wspólnot zebrać 3 miliardy dolarów.
Jakim rodzajem lidera jesteś?
Poniżej przytoczę zdania Maxwella ukazujące cechy charakterystyczne dla „wspinaczy” oraz dla osób budujących relację:
Wspinacze myślą wertykalnie, a współpracujący – horyzontalnie.
Wspinacze koncentrują się na stanowisku, współpracujący – na relacjach
Wspinacze cenią konkurencję, współpracujący – współpracę
Wspinacze dążą do władzy, współpracujący poszukują partnerstwa
Wspinacze budują wizerunek, współpracujący dążą do konsensusu
Wspinacze chcą się odseparować, współpracujący chcą być w zespole
Prawdziwy sukces mogą osiągnąć osoby mające cechy jednej i drugiej grupy.
Jak nawiązywać pozytywne relacje?
Za Judith Tobin przytoczone zostało 5 podstawowych cech, które pomagają w kontaktach międzyludzkich:
Umiejętność doceniania
Wrażliwość
Spójność zachowań
Wiara w siebie
Poczucie humoru
A jeśli nie zależy mi na wspinaniu?
Autor pisze też o osobach mających znakomite relacje, lecz nie chcących się piąć na szczyt. Zbyt mała władza, by cokolwiek osiągnąć sprawi, że twoje talenty się zmarnują. Warto włożyć wysiłek i poszukać prawdziwej wartości w swoich obranych celach. To może uruchomić wywieranie wpływu na otoczenie.
Pomocne mogą się okazać następujące działania:
Określ cel
Zwiększ umiejętność koncentracji
Zwiększ tempo
„Najgorszym nieszczęściem mądrego człowieka jest brak możliwości wpływania na innych” (Herodot)
Biznes zwraca się ku relacjom
Przez ostatnie sto lat intensywnie przekształcał się model zarządzania i przywództwa. Niegdysiejszy sposób autokratyczny posługujący się strachem, przechodził w zarządzanie przez cele i zarządzanie demokratyczne.
Ostatnio można zauważyć dążenie do wizji przywódcy, który:
zapracowuje sobie na szacunek
wzbudza zaufanie
przedstawia wizje
słucha tego, co podwładni mają do powiedzenia
wyczuwa nastroje
W głowie Maxwella następowały po sobie poniższe podejścia:
1. Chcę wygrać.
2. Chcę wygrać i ty też możesz.
3. Chcę, byśmy razem wygrali.
4. Chcę, byś wygrał, gdyż i mnie się to wówczas uda.
Sukces jest ulotny natomiast relacje są trwałe. Nie da się osiągnąć czegoś znaczącego samemu. Zyskując przyjaciół nawet nie przypuszczasz, kiedy w przyszłości otrzymasz pomoc w twojej drodze.
Moje refleksje na temat powyższego rozdziału
Temat jest ciekawy i ważny. Pośrednio dotyczy mojego obecnie głównego poszukiwania – „Jak być w życiu szczęśliwym?”. Oczywiście to, że Maxwell poczuł się spełniony, gdy podzielił się swoimi osiągnięciami nie znaczy, że każdy też tego doświadczy.
Jest w tym jednak pewien ważny trop. Nie raz organizowałem spotkania, na których dzieliłem się swoją wiedzą. Chciałem zatrzymać radość wtedy doświadczaną. Okazywała się ona jednak dla mnie zbyt ulotna. Gdzie więc szukać trwałego spełnienia?
Czy jeśli potrzeba konkurowania nie jest zapisana w naszym DNA, pozostaje coś jeszcze, co pcha do przodu? Często jest to niestety strach. A co, jeśli szukamy innego źródła siły? Z jakich pozytywnych motywacji może się ona brać?
Taką siłą są dobrze przeżywane uczucia. Na przykład dobra złość. Wkurzenie na to jak jest, a z czym się nie zgadzam. Pragnienie by było inaczej!
Ale jak zrobić, żeby przy okazji wydobywania tych emocji nie niszczyć, tylko tworzyć? Trzeba wrażliwości, uważnego obserwowania siebie i skutków dotychczasowych działań. Wtedy jest szansa, że ludzie nie staną się ofiarą walki o wyniki.
Czuję, że tęsknię za działaniem z taką energią. Znam siebie i wiem że w momentach aktywności jestem niecierpliwy, wyrywam do przodu, przed innych. I jak tu cierpliwie współpracować? Dogadywać się? Kiedy coś ze środka woła: „Ja wiem najlepiej, róbcie jak mówię!”
I w tym właśnie momencie wyłania się konieczność współpracy. Bez niej zagrozi nam frustrujące odczucie, że ciągniemy wszystko sami. A może tak być, gdy inni poczują się „odepchnięci od dyszla”. Jeśli cel przysłonił wartość, jaką jest wspólne tworzenie?
Jak zrobić żeby nie zostać samemu z przodu? Z drugiej strony nie machnąć ręką i nie odpuścić sobie przedsięwzięcia? Po prostu starajmy się pytać i słyszeć, czego inni potrzebują, za czym tęsknią. Zastanawiajmy się też równocześnie, czego nam najbardziej potrzeba.
Zapewne każdy będzie chciał czego innego. Miał trochę inną wizję. Pozwólmy sobie na różnorodność w zespole. Ważne, by wspierać wrażliwe zaangażowanie. Takie, które nie łamie innych, ale ubogaca całość.
Wiem, jak bardzo potrzebuję doskonalić się w sztuce kompromisów – budowania mostów. Tak, by każdy mógł poczuć swoje miejsce w całości. Nie z wszystkimi jednak będzie nam po drodze.
Czasem trzeba otwarcie powiedzieć, że mam przeciwne zdanie i nie widzę szans na współpracę w tym temacie. Jasno określić przyczyny podziału, nie mydląc oczu. Nie warto popadać w nijakość. Zapobiegnie to tworzeniu przestrzeni na domysły i poczuciu bycia oszukanym. Może w przyszłości takie niewygodne postawienie sprawy, zaowocuje szacunkiem i zrozumieniem dla odmienności.
Bycie szczerym nawet, gdy to nie jest łatwe, zabezpiecza spójność naszych zachowań. Jest to niezbędne w dobrych relacjach. Oczywiście mamy prawo do zmiany poglądów. Nie o to tu jednak chodzi.
Problem powstaje, gdy zależnie od sytuacji opowiadamy się raz po jednej, raz po drugiej stronie. Bez skrupułów porzucając sojuszników na straconych pozycjach. W ten sposób sami pozbawiamy się do siebie szacunku. Rozmywa się też równocześnie nasza wiara w cel.
Kolejnym elementem układanki umożliwiającej współpracę jest poczucie humoru. Takie, które pozwala pozytywnie spojrzeć na świat, ale nie wyszydza. Daje nieodzowny dystans do siebie i problemów. Nie lekceważy tego, co bolesne, ale daje nadzieje.
W połączeniu z wiarą w siebie, poczucie humoru zapobiega przeczuleniu na własnym punkcie. To szczególnie ważne, gdy zabrniemy w ślepą uliczkę. Czasem wydaje się wtedy, że sytuacja jest bez wyjścia. Trzeba właśnie tego optymistycznego dystansu, by na przykład zanegować swoje mówienie że się nie da.
Tylko 20% ludzi jest zadowolona ze swojej pracy. Świadczy to dobitnie o powadze problemu z proporcjami między dbaniem o relacje i wspinaczką. Wnioskuję z tych danych, że nie tylko moim niespełnionym jeszcze marzeniem, jest być częścią zespołu ludzi, który działa zgodnie z zasadami opisanymi powyżej.
A jak to było u mnie w życiu
Ze zdziwieniem odkryłem, jak mój punkt wyjścia jest inny, niż ten z którego startował Maxwell. Uruchomiła się we mnie burzliwa wewnętrzna dyskusja, gdy przeczytałem, że są ludzie, którzy umiłowanie konkurowania i wspinanie się mają naturalnie we krwi. Do tej pory podświadomie potrzeba bycia na szczycie kojarzyła mi się z deficytami wewnętrznymi i chęcią udowodnienia sobie czegoś, przez udowadnianie tego innym.
Zadałem sobie jednak pytanie, skąd moje negatywne podejście do współzawodnictwa, ale też i dążenia na szczyty. Czy aby nie utraciłem wiary w swoje możliwości? Czy nie straciłem nadziei, że ja też mam szansę stawać jak równy z równym? To może powodować, że wolę nawet nie próbować robić rzeczy dla mnie ważnych.
Może czuję, że jeśli nie zdobędę pierwszego miejsca, to wszystko na nic. A przecież to, że ktoś inny wygra nie oznacza, że ja stracę. Liczy się to, co się dzieje, gdy próbuję.
Chcę tu opowiedzieć konkretnie o mojej sytuacji. Wymaga to trochę osobistych wynurzeń, ale co tam, poświęcę się dla sprawy:). Bardzo chcę być coachem. Po latach poszukiwań czuję, że jest to coś, co lubię i do czego mam talent.
Jedyne „ale” w tym, że coachów jest już trochę na świecie. No i trudno o klienta. Skoro konkurencja jest znaczna, to konieczny jest duży wyciłek, by być zauważonym i zatrudnionym.
Ja natomiast należę do tej sporej części ludzkości, która woli słuchać, niż mówić. Sprzyja mi to, że mądre słuchanie jest właśnie głównym zadaniem coacha. Lecz co zrobić, gdy chcę przekonać przyszłych klientów, że to do mnie warto się zwrócić, bym towarzyszył w ważnych zmianach?
Jak się okazuje, samo bycie dobrym w tym, co się robi, nie wystarcza, by dotrzeć do osób, którym mogę się przydać. Potrzeba moich działań zarówno lokalnie, jak i online. Znanych i zalecanych form aktywności jest sporo. Wszystkie łączy jeden mianownik – wychodzić naprzeciw i mówić/pisać/reklamować się.
To dość niekomfortowe dla mnie, który przez połowę dzieciństwa wybierał pozostawanie w domu i samodzielne układanie konstrukcji. Rozumiecie, że główną siłą, którą musiałem brać pod uwagę dla tamtych działań, były prawa fizyki. Nie obchodziły mnie prawa rynku.
Z czasem zafascynowali mnie ludzie ze swoimi historiami. Byłem jednak w tym świecie relacji dość nieporadny. Wielu rzeczy musiałem się uczyć od zera, nie mając w tym zakresie doświadczeń. To czasem bolało ale i tak fascynacja nie minęła.
Pozostawało jednak we mnie niejasne poczucie niższości wobec tych, którzy naturalnie w tym świecie relacji funkcjonowali. Dopiero z czasem pojąłem, że nikomu nie jest łatwo. Każdy ma swoje zmagania.
Teraz chcę wykorzystać to, co mam w sobie najlepszego. Nie poprzestaję na mówieniu, że skoro nie mam siły przebicia, to to nie dla mnie. Cały czas będąc wiernym sobie szukam cierpliwie swojej własnej drogi do ludzi.
Bo każdy ma też własne zakamarki mocy. Już tyle nowych światów udało mi się odkryć. I było warto! Przecież cierpliwość i wytrwałość są moimi zasobami. Uwolnione emocje dają naturalną i wrażliwą spontaniczność.
A więc cel mam określony. Motywację również. Zasoby też brzmią nieźle. Potrzeba mi jeszcze, jak radzi Maxwell, zwiększyć koncentrację i tempo. Ważne zmiany nie zachodzą w jednej chwili. Może i wolno, ale zdecydowanie uczę się organizować czas. Skupiać się na rzeczach najistotniejszych. Wierzę, że kropla drąży skałę.
Trudno mi się tylko przekonać do zwiększenia tempa. Tłumaczę sobie, że każdy „sezon” ma swoje prawa. Nie chcę zgubić tropu prowadzącego w kierunku cieszenia się życiem takim, jakie mam. Ufam, że ta radość wyzwoli we mnie większą pewność siebie.
Już teraz rozpoczynamy razem z drugą osobą współtworzyć warsztatową historię. Zaskoczyła nas spora liczba chętnych. I okazuje się, że świat nie jest taki niedostępny. Póki serio nie spróbujemy, nie dajmy sobie wmówić, że nie mamy szans.
Uzbrojony w powyższe przemyślenia i przeczucia, ruszam w kolejne starania o coache (klientów coacha), w tym pełnym konkurencji świecie. Zapraszam sprzymierzeńców:).
Zakończenie
Napisałem o swojej wspinaczce. Ciekaw jestem, jak jest u Ciebie. Jeśli chcesz, napisz do mnie maila lub komentarz na facebook’u. Uwierz mi, obojgu nam to pomoże. Bo każdy działa po swojemu i to jest nasz wspólny skarb. Powodzenia.
Jeśli chcesz, zapraszam na coaching.